Rano obudziliśmy się ciutkę za późno. No właściwie na 10 minut przed planowaną zbiórką, dzięki czemu cały autobus ludzi musiał na nas chwileczkę poczekać (w sumie nie trawiłem większości ludzi jadących z nami, więc nie jest mi jakoś super żal). Więc z lekkim opóźnieniem wyruszyliśmy na podbój Dubrovnika.
Miasto to znajduje się w „odciętej” części Chorwacji, czyli po drugiej stronie fragmentu wybrzeża należącego do BiH. Chorwaci, już kilkukrotnie oferowali w zamian za ten kawałek wybrzeża inny kawałek terytorium, ale Bośniacy zawsze odmawiali (i wcale się temu nie dziwię). Dlatego w 2009 roku rozpoczęto budowę wielkiego mostu ponad zatoką, który ma na celu połączyć Chorwację „A” z Chorwacją „B”.
Dubrownik nowy położony jest na bardzo malowniczym wybrzeżu Dalmacji. Ulice opadają w dół zbocza wzgórza ku lazurowej wodzie morza. A na samym dole miasta znajduje się chyba najsłynniejszy port na tym wybrzeżu Adriatyku.
Do wybuchu wojny w 1991 roku otoczony przezroczystymi wodami Adriatyku był znanym na całym świecie dalmatyńskim kurortem.
Słynął z pięknych zabytków, wspaniałych murów obronnych i miłej atmosfery. Został założony przez uchodźców z rzymskiego Epidauru w VII wieku.
Pozostawał pod panowaniem bizantyjskim, weneckim i węgierskim. Uzyskał niepodległość po 1382 roku stając się Republiką Raguzy.
W XV i XVI wieku miejscowa flota liczyła około 500 statków. Dubrownik rozkwitał także pod względem artystycznym, a do jego wzbogacenia znacznie przyczyniło się odkrycie Ameryki i nowych szlaków handlowych. Duża część Starego Miasta pochodzi z czasów odbudowy po trzęsieniu ziemi w 1667 roku.
Przed samym wejście do starej części spotykamy się z panią przewodnik. Znowu półPolka – półChorwatka-półTerminator (a to dlatego,że swoim niewiarygodnym głosem mówiła do tyci mikrofoniku, który miała połączony z tycim głośnikiem, co dawało efekt piorunujący).
Wycieczka po starym mieście to zwykły kanon – Studnia-Klasztor-Katedra-Port. W porcie za jakieś 25 ojro można było popłynąć w krótki rejs dookoła wyspy Lokrum, ale myśmy (kurcze w sumie narzuciłem Kasi moją wolę) zdecydowali się przejść wzdłuż murów.
Osobom, które odwiedzają Dubrovnik w środku lata i nie są do końca zdecydowane by zobaczyć mury, powiem nie idźcie tam. Mur ma około 10 metrów szerokości w najgrubszych miejscach i pięknie się nagrzewa od chorwackiego słońca. Jeżeli już ktoś się wybiera na spacer po murach, to musi pamiętać, żeby zabrać z dwie duże butelki wody na głowę. Spacer jest o tyle ciekawy, że w końcu można popatrzyć jak nieliczni mieszkańcy starej części żyją. Wiele tarasów domów wychodzi na mury. Więc można zatrzymać się, pogadać z tamtochtonami. Kupić od nich wodę mineralną (cztery razy droższa niż w mieście), posiedzieć w cieniu suszącego się na słońcu prania… Reasumując, wycieczka bardzo pozytywna, gdyby tylko nie ten żar lejący się z nieba.
Po zejściu postanowiliśmy ochłodzić się przy studni św. Onufrego. Legenda głosi, że kto wypije wodę płynącą z wszystkich 16 kraników, temu spełni się miłosne życzenie. No więc zaczęliśmy pić wodę, z jednego kraniku nawet podwójnie, bo kolejny nie działał. Dopiero później okazujało się, że trzeba iść zgodnie z ruchem wskazówek zegara, bo inaczej nie działa. argh.
Wycieczka do Dubrovnika zajęła koło 7 godzin (z czego prawie cztery spędziliśmy w autobusie).