Geoblog.pl    KrzysztofS    Podróże    Izrael 2009/2010    Jerozolima
Zwiń mapę
2009
27
gru

Jerozolima

 
Izrael
Izrael, Jerusalem District
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3364 km
 
Zachęceni jakością obsługi na wycieczce do Masady wybraliśmy się z tą samą firmą na zwiedzanie Jerozolimy.
Tym razem kierowca nie pełnił funkcji pilota w tym samym czasie.
Tym razem zbiórka chętnych z telawiwskich hoteli trwała trochę dłużej, ale nie jakoś bardzo, a więc już o godzinie dziewiątej wyruszyliśmy na podbój Jerozolimy.
Zaczęliśmy od wjechania na górę Oliwnę skąd mogliśmy oglądnąć rozległą panoramę starego miasta.
Jerozolima jest, podobnie jak i Hajfa, miastem świętym dla trzech wielkich religii monoteistycznych: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu.
Jerozolima jako osada/miasto prawdopodobnie istniała w okresie miedzi czyli jakieś cztery tysiące lat przed naszą erą. Według tradycji żydowskiej miasto zostało wzniesione przez Sema i Ebera, przodków Abrahama. Rozkwit nastąpił w X w. p.n.e. za panowania króla Dawida, który to utworzył tu stolicę Królestwa Izraela, oraz jego syna Salomona.
Teraz kilka słów o stolicy/-cach. Na pytanie: jak nazywa się stolica Izraela, większość europejczyków nie umiałaby pewnie odpowiedzieć. Najpopularniejszymi odpowiedziami by były: Tel Aviv i Jerozolima. Oficjalnie ta druga jest większa od TA i jest stolicą Izraela. To w Jerozolimie znajdziemy Knesset (czyli parlament) oraz całą masę najważniejszych instytucji. Oficjalnie, ale na przykład ONZ nie uznaje Jerozolimy za stolicę tego państwa, przez co większość ambasad znajdziemy w Tel Avivie. Co więcej liczna ludność Tel Avivu jest sztucznie zaniżana. Jazda przez TA to trochę tak jak jazda przez Górny Śląsk – nie wiadomo gdzie kończy się Tel Aviv a zaczyna inna miejscowość, przy czym w Polsce sytuacja taka ma jakieś uzasadnienie historyczne.
Ponadto, przy bliższym poznaniu z łatwością można zauważyć, że TA i Jerozolima to dwa skrajnie różne miasta.
Wracając do sprawozdania z wycieczki. Kolejnym miejscem na naszej „do zobaczenia”liście jest ogród oliwny. Na wiarę przyjmujemy, że oliwki znajdujące się w nim, mają dwa tysiące lat i pamiętają czasy Chrystusa. A następnie przechodzimy do kościoła, który został wybudowany w miejscu, w którym miał się modlić Jezus przed męką. Obecna realizacja to kościół już dwudziestowieczny, więc nie ma się za bardzo czym zachwycać, aczkolwiek i atmosfera panująca w środku, spotęgowana półmrokiem, udziela się większości ludzi, którzy odwiedzają to wnętrze. Jeszcze tylko kilka pamiątkowych fotek i możemy ruszać w dalszą drogę.
Następny punkt to sarkofag Króla Dawida. Aby się dostać do środka, należy się zaopatrzyć (w wypadku gdy się nie ma swojej) w kipę…papierową. Tym razem nie musimy płacić za jej „wynajęcie”. Wchodzimy do środka, kilku ortodoksyjnych Żydów modli się przy sarkofagu, przez co decyduję się nie robić zdjęć – nie rób drugiemu co Tobie niemiłe. Wychodzimy ze środka i trafiamy w środek wojny?? Nie to tylko uzbrojona po zęby grupa izraelskich żołnierzy na wycieczce propagandowej. Nie wytrzymałem i zapytałem naszego przewodnika, dlaczego pozwalają do świętego, dla Żydów, miejsca wchodzić ludziom z bronią. To pytanie pogrzebało szansę na zaprzyjaźnienie się z nim.
Teraz szybkim krokiem udajemy się do wieczernika, który tak jak ogród oliwny, wcale nie musi być miejscem gdzie miała miejsce Ostatnia Wieczerza, ale tak mówi tradycja, a z tradycją nie można się kłócić (kiedyś za to można było na stos trafić).
Teraz już jeszcze wizyta w Bazylice Grobu Bożego, która wzniesiona została w miejscu, jak chce tradycja, w którym znajdował się Grób Pański. Jeżeli ktoś się spodziewa nie wiadomo jakiej, podniosłej atmosfery w kościele to będzie rozczarowany. Bazylika jest podzielona pomiędzy różne obrządki chrześcijańskie, których pobożni przedstawiciele gryzą się między sobą od niepamiętnych czasów co doprowadziło do tego, że klucznikiem jest muzułmanin (nikt normalny w takiej sytuacji nie dałby klucza Chrześcijanom). We wnętrzu kościoła kolorowy tłum krzyczy, żuje gumę i robi zdjęcia. Niewielkie grupki ludzi, którzy chcieliby się w spokoju pomodlić patrzą z przerażeniem na to co się dzieje dookoła. By dostać się do grekokatolickiej części Grobu trzeba odstać swoje, czasem 10 minut czasem półtorej godziny. W środku zazwyczaj pielgrzymi mają czas na przyklęknięcie po czym są wypraszani przez porządkowych, w końcu każdy chce się tu dostać przynajmniej na sekundę. W trakcie trzydniowego pobytu w Jerozolimie byłem w Bazylice trzy razy i wydaje mi się, że wystarczy. Byłem, widziałem, będę miał co wnukom opowiadać. Chyba po raz kolejny się tam nie wybiorę.
Po Bazylice należy się zapoznać z kulturą, zwyczajami i tradycjami judaizmu – idziemy pod ścianę płaczu. Zanim dane jest nam dotknąć zachodniej ściany Świątyni, która została zburzona w 70 r. przez Rzymian, musimy się poddać kontroli osobistej, to już nasta kontrola jaką przechodzimy, więc jesteśmy przyzwyczajeni. Wchodzimy na wielki plac. Setki ludzi modlący się pod pozostałościami Świątyni. Skupienie, cicha modlitwa. Zazdrość, że my się nie potrafimy tak zachowywać w swoich kościołach. Oczywiście w trakcie modlitwy przy Ścianie Płaczu obowiązuje ścisła segregacja ze względu na płeć. Panie na prawo, panowie na lewo.
Ostatnie spojrzenie na modlący się tłum i udajemy się do naszego busa, który wiezie nas teraz na obiad. Po obiedzie dość spontanicznie decydujemy się na zwiedzanie Betlejem i Bazyliki Narodzenia, pomimo tego, że jeden z członków podgrupy A nie ma paszportu przy sobie.
Tuż przed granicą z Autonomią nasz przewodnik życzy nam miłego zwiedzania i wysiada z busa – i tak by go nie wpuszczono do Palestyny. Parking. Przejście. Śniady gość mówi nam follow me po czym przeprowadza nas do sklepu z pamiątkami. Ze względu na nasze protesty, że najpierw bazylika, upychają nas do prywatnych samochodów. Nie bardzo wiemy co jest grane, ale jakie ma to znaczenie. Po kilkunastu minutach dojeżdżamy pod same drzwi bazyliki. Przewodnik już czeka. Potem następuje typowa przegona samo zwiedzanie zajmuje nam jakieś 20 minut, po czym zostajemy zapakowani do tych samych samochodów i odwiezieni pod znany już nam sklep z suwenirami. Gdy okazuje się, że ceny są nie w szeklach a w dolarach amerykańskich postanawiamy się wycofać.
Pan przewodnik na pytanie czy mamy sami pójść na parking macha ręką i mówi go, go. Idziemy. Przechodzimy przez pierwszą kontrolę na parking, a tu naszego busa nie ma. Lekka panika. OK. idziemy w takim razie dalej. Przejście piesze. Setki ludzi. Rewizja bagaży. Wracamy na parking, żeby sobie popanikować w samotności. Telefon do biura. Pan uspokaja, bus będzie za chwilę. Biedny Krzysio, który przed wyjazdem rzucił palenie musi zapalić. W końcu jest bus. Wyjeżdżamy. Pani pogranicznik nawet nie chce się sprawdzić dokumentów. W taki to o to sposób nasz kolega Krzysztof przejechał przez jedną z bardziej strzeżonych granic świata na dowodzie osobistym z orzełkiem w koronie.
Po dojechaniu do Bramy Jafy opuściliśmy naszego kierowcę i Krzyśka, który pojechał do Tel Avivu. Zadanie bojowe numer dwa na ten dzień to znalezienie w plątaninie uliczek starego miasta naszego Hostelu o uroczej nazwie Citadel. Próbowaliście szukać kiedyś igły w stogu siana?? Zapytałem pana policjanta czy nie wie gdzie mogę znaleźć hostel Citadel, gdy zastanawiał się podeszło do nas jeszcze czterech innych mężczyzn i zaczęli się kłócić między sobą o kierunek. W końcu postanowiłem poszukać ulicy św. Marka na własną rękę, cóz nie zawsze koniec języka służy za przewodnika.
Po niedługim czasie udało się znaleźć ulicę i miejsce naszego zakwaterowania. Hostel jak hostel, troszkę mały, troszkę brudny, troszkę przytulny, bardzo internacjonalistyczny. A na dachu czekała na nas największa niespodzianka, taras widokowy. Cała Jerozolima u naszych stóp. Nie polecę wam tego miejsca ze względu na jakość (chociaż reklamują się jako najlepszy hostel w Izraelu), ale polecę go wam ze względu na widok jaki się rozpościera z tarasu. Zapamiętać/zapisać: Hostel Citadel, st. Mark street, Yerushalaim – najpiękniejsze zachody i wschody słońca nad Jerozolimą.
Przed spaniem jeszcze spotkanie z kumplem, który w Izraelu siedzi od wrześni i próbuje nauczyć się hebrajskiego, aby być monopolistą na rynku usług turystycznych w Krakowie.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
KrzysztofS
Krzysztof Suszkiewicz
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 103 wpisy103 5 komentarzy5 190 zdjęć190 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.07.2010 - 13.07.2010
 
 
20.12.2009 - 05.01.2010
 
 
09.11.2008 - 11.11.2008