Geoblog.pl    KrzysztofS    Podróże    Izrael 2009/2010    W twierdzy Krzyżowców
Zwiń mapę
2009
30
gru

W twierdzy Krzyżowców

 
Izrael
Izrael, Acre
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3495 km
 
Dzień kolejny. Kurcze w takim kraju jak ten kiedy sobota jest niedzielą, niedziela poniedziałkiem a piątek sobotą, łatwo stracić rachubę.
No więc w kolejny dzień postanowiliśmy dokonać tego czego nie zrobił Napoleon, a mianowicie podbić Akkę. Skład naszej grupy został poszerzony o Krzyśka (ten co to Palestynę na dowodzie).
Do Akki najłatwiej jest się dostać ekspresem. Podróż w obie strony kosztuje koło 80 szekli czyli 65 złotych. Można też dotrzeć Eggedem co jest trochę tańszym rozwiązaniem, ale trzeba liczyć się z tym, że zajmuje to dwa razy dłużej, ze względu na przesiadkę w Hajfie.
Stacja kolejowa położona jest w „nowej”części miasta czyli jakieś 4-5 km od Akki Krzyżowców. W sezonie letnim (ponoć) kursuje autobus, który dowodzi turystów pod samą cytadelę, w zimie zostaje spacer albo taksówka. Tym razem idziemy na nogach.
I idziemy.
I jeszcze kawałek.
No są mury.
Odrobina historii. Pierwsze osady ludzkie pojawiły się tu zapewne jakieś 3 tysiące lat przed naszą erą. A potem już normalna w Izraelu litania: Fenicjanie, plemiona izraelskie, Aleksander Macedoński, Rzym, Arabowie, Krzyżowcy, Turcy, Brytyjczycy. Czyli prawie tak samo jak w większości przypadków. Prawie. Napoleon Bonaparte musiał odejść z kwitkiem. Jemu nie udało się podbić ufortyfikowanego miasta. On został pokonany pod murami Akki. Nie, nie został. Nie ma potrzeby niszczyć legendy. Po prostu sobie poszedł.
Nas Akka zresztą też przywitała jak wroga, deszczem. Wzburzone morze przelewało się nad niskimi murkami i wlewało na promenadę. Ale pomimo paskudnej pogody mury wyglądały imponująco.
Pomyśleć, że od tylu już lat stawiają czoło falom, które próbują się wedrzeć do miasta.
Pierwszym obiektem na naszej trasie jest Cytadela, którą chyba można sobie podarować. Wystawa w cytadeli, czyli dawnym Osmańskim, a później Brytyjskim więzieniu jest poświęcona bojownikom o wolność Izraela, którzy byli przetrzymywani tutaj, aż do egzekucji wykonywanej w jednej z sal (również udostępnionej turystom). Po zwiedzeniu cytadeli idziemy zobaczyć to po co przyjechaliśmy do tego miasta, a mianowicie ruiny miasta Krzyżowców.
Krzyżowcy, wykorzystując osłabienie rządów arabskich walkami wewnętrznymi, zdobyli Akkę w roku 1104. To oni stworzyli, praktycznie od podstaw twierdzę, która ufortyfikowali i otoczyli fosą. W 1187 fortuna odwróciła się od rycerzy chrześcijańskich, przegrali oni z Saladynem, który zajął Jerozolimę i Akkę, w związku z czym krzyżowcy musieli się jeszcze raz wykrwawiać pod murami, które sami wznieśli. W 1191 król Ryszard Lwie Serce, po trzech latach oblężenia zdobył Akkę ponownie. Ostatecznie Akka została podbita przez Mameluków w 1291 roku. To oznaczało koniec świetność założenia Krzyżowców.
Po mieście tym pozostały imponujące ruiny. Na uwagę zasługuje sala kolumnowa i refektarz. Miejsca te działają na wyobraźnię, jeżeli teraz to wygląda tak imponująco to jak to musiało wyglądać w latach swojej świetności. Zwiedzanie ruin zajmuje kilka chwil.
Zwiedzając Akkę należy pamiętać o jednej rzeczy. Wejście do obiektu zazwyczaj nie jest wyjście z niego. Nie ma sensu np. czekać przy wejściu do tunelu templariuszy gdyż wyjście jest kilkaset metrów dalej, w innej części miasta.
Ad rem. Po zwiedzaniu pałacu zachciało nam się w końcu zobaczyć jakiś meczet. Podeszliśmy do człowieka pilnującego bramę. Gość łypnął okiem (nie wiem na kogo, jedno na Mekkę drugie na Medynę) i powiedział, że wejście możliwe jest dopiero po modlitwie. W związku z tym zdecydowaliśmy zrobić to co robią turyści najczęściej – wydać jakieś pieniądze. Poszliśmy jeść. W wielu mądrych książkach, artykułach, można przeczytać, że najlepsze żarcie jest tam gdzie są miejscowi. Muszę przyznać, że jest to stu procentowa prawda. Knajpa wyglądała tak, że Sanepid by ją z miejsca zamknął, w środku sami lokalsi siedzący przy plastikowych stolikach nakrytych obrusami… papierowymi, żeby nie było. Zjedliśmy tam najlepszy (i najtańszy) obiad w czasie naszego wyjazdu. Wyszło koło 20 złotych od łebka co na warunki izraelskie jest ceną przystępną (tyle kosztuje kawa w knajpie w TA).
Najedzeni wdrapaliśmy się ponownie na schody prowadzące do meczetu. Skasowano nas na 10 szekli od łebka i wpuszczono łaskawie za bramę.
Gdy już byliśmy w środku, podszedł do nas odźwierny (ten co to patrzył na boki) i w te słowa rzecze:
„czy chcecie posłuchać o meczecie i islamie”. Ponieważ chcieliśmy, a gość się sam przeca zaoferował, odpowiedź brzmiała „tak”. Gość uprzedzony został, że muszę wszystko przetłumaczyć na Polski dla podgrupy B, więc mówił w miarę wolno. Wszystko zajęło mu jakieś 10-15 minut, po czym powiedział, że jak mam pytania to on stoi na zewnątrz. OK. Super. Gość się sam zaoferował, no ale wypada mu jakiś grosz dać. Pozbieraliśmy wszystkie drobne, wyszło tego z 15 szekli. Gość popatrzył na to z obrzydzeniem i rzekł „Fiftin szekels, yts nafing. For pipol, tu lengłydżys. Fiftin szekels.” Na pytanie ile w takim razie chce, powiedział 50. Uznaliśmy to za cenę nazbyt wygórowaną za 15 minut wyuczonej formułki. A od siebie dodam, że gość mnie wkurzył mówiąc o dwóch językach. Do tej pory zachodzę w głowę jaki on drugi język miał na myśli. Tak czy inaczej, meczet na pewno tak bogaty jak Kopuła na Skale nie był, ale i tak warto chociaż jeden w życiu zobaczyć.
Zapomniałbym. Meczet został wybudowany w 1781 roku, na miejscu katedry Krzyżowców, przez El-Dżazzara, co tłumaczy się w arabskim na Rzeźnik. Swój uroczy przydomek otrzymał dzięki temu jak obchodził się z pokonanymi wrogami, a mianowicie obcinał im uszy, nosy i wydłubywał oczy.
Po zwiedzeniu meczetu pozostaje już tylko oglądnięcie Tunelu Templariuszy, którym to, Ci wojowniczy rycerze, zwiewali przed wojskami Saladyna w kierunku portu oraz chwila na obejrzenie portu.
Przynajmniej na sam koniec pobytu pogoda była dla nas łaskawsza, dzięki czemu spędziliśmy kilka chwil na oglądaniu zachodu słońca nad morzem.
Na koniec dnia jeszcze jeden miły akcent: przyjechała do nas Kasia i Ania, żona Krzyśka (tak tego od dowodu i do Palestyny) więc wszyscy razem poszliśmy do knajpy greckiej na kolację. Pisałem już, że w Akkce zjedliśmy najlepszy obiad… no i chyba najgorszą kolację. Knajpy koło latarni morskiej nie polecamy. Nazwy nie pamiętam, wyparłem ją już z pamięci.
Po takiej ilości wrażeń do stacji kolejowej dojechaliśmy taksówką (…bo kto bogatemu zabroni).
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2010-06-01 11:14
Taaak.....zawsze marzylam aby tam pojechac.I kiedys pojade.Fajna wycieczka.Pozazdroscic.
 
 
KrzysztofS
Krzysztof Suszkiewicz
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 103 wpisy103 5 komentarzy5 190 zdjęć190 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
10.07.2010 - 13.07.2010
 
 
20.12.2009 - 05.01.2010
 
 
09.11.2008 - 11.11.2008